FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Historia pewnego rodzenstwa ;)
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum BLOOD and HONOR Strona Główna » Poezja » Historia pewnego rodzenstwa ;)
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
McArthur



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 451
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Pon 0:47, 27 Lis 2006    Temat postu: Historia pewnego rodzenstwa ;)

odraz dodam ze pisalem to ja i gozu.. za czasow naszego grania w WoW'a
kazdy dzien przynosil nowe przygody kazdy dzien dodawal kolejna linijke w naszym opowiadanku.. krotkie bo krotkie..(bo przestalismy grac:) a takze wene stracilismy po pewnych wydarzeniach..)ale z jajem i mam nadzieje ze wam sie spodoba Smile komentujcie prosze pozytywnie i negatywnie Razz
(nie zwracajcie na bledy ort. i literowki Razz )

#################################################

Opis postaci

Imie:Betty
Klasa: Wojownik
Rasa: Ork
Wzrost: 169
Wiek: 24 lat
Waga: 104 kg

Betty nosi dluga brudna brode..ogolnie nie lubi się myc ( nie tak jak jego brat ) jego oczy maja metny „rybi” wyraz. Jako ze Betty jest kowalem ma wezlaste miesnie ( przynajmniej tak twierdzi sam ) nader wszystko kocha machac toporami..czasami prawie bratu nie utnie glowy..ale na to można przymknac oko, wlada zwyklym toporem wojskowym..ale pamieta z za czasow odwiedzin w jaskini pewnej smoczycy Przecinak Wiatru...oj to był topor.

Zaagh:
Imie: Zaagh
Klasa: Shaman
Rasa: Ork
Wzrost: 164
Wiek: 18 lat
Waga: 98 kg

Zaagh jak to Ork, jest Zielony, ma czarne wlosy po bokach splecione w warkocze...broda tak samo ozdobiona dosc dlugimi warkoczami...ubrany jest w dluga szate, chyba ze odbywa bardzo ciezki boj, wtedy zaklada kolczuge bez rekawow...walczy toporem, bądź maczuga i tarcza. Jest sredniego orczego wzrostu, wazy kolo stu kilo...o dziwo kompie się i dba o warkocze.. nie tak jak Betty...który lekko mowiac SMIERDZI....Zaagh jest raczej malomowny...nie dla tego ze nie lubi gadac...jest dosc glupi i wstydzi się tego...chyba ze znajduje się w gronie przyjaciol wtedy czasami nie wie kiedy się zamknac....lubi robic czasami glupie kawaly które nikogo nie smiesza...no może czasami, ogolnie jest spokojny...ale zawalczyc lubi.


Urodzilismy się w pewnej wiosce polozonej wysoko w gorach. Bylismy odcieci od swiata zewnetrznego dookola nas byly nie przebyte lodowce, ale nasza wioska zyla dzieki mocy wielkiego smoka którego oddech ogrzewal nasze pieczary we wnetrzu gory co pozwalalo nam zyc w spokoju. Jedynym problemem jaki z tego wynikal, była ogromna ilosc zlotych monet i innych, doprawdy przeroznych dobr jakie musielismy oddawac smoku, ale mala była to cena za spokojne zycie i ciepla pieczare. Nasi rodzice, o tak to będzie doprawdy romantyczne, naszym ojcem był Zergh Orczy Shaman, przywodca szczepu, a matka...Gywryda Wojownicza...tak matka, była piekna, bardzo piekna nawet jak na orczyce, ale również jak na prawdziwa pieknosc wypada, była rownie glupia.. Przypominaja mi się ciche slowa ojca...” Ty masz duzy biust, a ja mam wladze kochanie” tak, poczciwy ojciec zapewnial matce co tylko chciala a jej się to poodbalo i dlatego była z moim ojcem, wierzcie mi to nie mialo nic wspolnego z miloscia...

Pamietam opowiesci ojca...kiedy siedzial ze mna w glownej grocie...tak to były czasy...
”Pamietam drogi Betty, jak to Twoja matka zaszla w ciaze...sam nie wiem czy to ze mna, czy z jakims innym scierwem..ale to nie jest wazne...Matka...Gywryda przyszla do mnie i oznajmila ze będziemy miec dziecko, coreczke, Ciebie....i jej imie brzmi Betty...spokojnie przyjelem ta wiadomosc, zyjac dalej i zarzadzajac naszym szczepem...lecz po trzech miesiacach, doznalem olsnienia, oswiecenia, czy jak tam to zwa, przysnil mi się wojownik, potezny wojownik wladajacy ogromnym dwurecznym toporem, wiekszym niż kazda znana mi bron, od razu obudzilem matke...hmm.....do tej pory pamietam jej sliczna morde, ekhem...w kazdym razie opowiedzialem jej o mojej wizji, ale jak to Twoja matka...była tepa i nic do jej czaszki nie dolecialo...ona się uparla ze będziesz Synu kobieta i ze bedziesz miala na imie Betty...klasyczna wojowniczka z Twej matki była...zapamietaj moje slowa....pomimo argumentow jakich uzylem...a wyplacilem się za nie co niemiara..Twojej matce nic nie moglo wybic z glowy corki..wiec tak już zostalo” O tak, teraz będzie ubaw...mam nadzieje ze siedzicie...wyobrazcie sobie ze w koncu po 10 miesiacach noszenia corki w sobie, matka postanowila wydac Betty na swiat...ojciec, jak to ojciec, od razu zarzadzil ze przy narodzinach maja być wszyscy, impreza przygotowana, jadlo podane, napitek czeka...ojciec w samotnosci usiadl w swojej grocie, zlapal się za glowe i blagal kazde znane mu bostwo o to żeby jego ”corka” mu keidys wybaczyla...kiedy krzyki Gywrydy umilkly nastala cisza....Zergh podszedl niesmialo do wyjscia z groty....i stalo się to...uslyszal krzyk jakiejs orczycy, TO CHLOPIEC!!!!!!...wszyscy byli zszokowani....patrzyli raz na Szamana, raz na Betty, oni wiedzieli tak samo jak i ojciec....imienia już nie da się zmienic...zapisalo się w gwiazdach i tak już musi pozostac. Tak mowie Wam to było dobre...szkoda tylko ze tego nie pamietam. Betty na poczatku swego jakze ciekawie rozpoczetego zycia rosl jak na malego orczka przystalo...szybko nauczyl się chodzic, rodzice jak to rodzice, kochali go nad zycie, jak każdy rodzic swoje mlode. Uczyli go od kiedy tylko zaczal mowic, ojciec czujac w swom synu moc, zarzadal od matki ze będzie on Szamanem...ta jednak jak by go nie uslyszala, zaczela szkolic Betty w walce...ojciec przypomnial sobie wizje, przypomniala mu się ta potega, usmiechnal się do siebie i przytaknal...
Betty wyrosl na silnego orka, ale jak by moglo być inaczej wszyscy tak zwani koledzy smiali się z jego imienia, dajcie spokoj chlopak o imieniu Betty w koncu brzmi dosc smiesznie nie ?
Betty był strasznie przeczulony na tym punkcie i bil się z kazdym kto odwazyl się z niego smiac...mowilem w koncu ze był silny...z reszta jak się moglisie sami domyslic matka o to zadbala...wyuczyla go nawet walczyc wieloma rodzajami broni. Ale po jaksini mogl biegac tylko uzbrojony w wielka suszona noge grzyba...w koncu trzeba dbac o populacje...wiec jak już mowilem każdy kto się z niego smial dostwala z tej nogi grzyba...co naprawde bolalo, po kilku takich walkach Betty zyskal w oczach rowiesnikow, zaczeto go otaczac respektem. Ojciec natomiast, zadbal o jego sile intelektualna ( wierzcie mi, ciezko mi o tym mowic wiedzac ze Betty to Ork )...ale nasz mlody wojownik o dziwo anuczyl się nawet wladac pewnego rodzaju magya, jak przyspieszanie wlasnych ruchow, leczenie...no wiecie to się zwie Duch Wiatru...nie żeby Betty tam wladl ogromna magya, i sial zniszczenie za jej pomoca na prawo i lewo, nieee.....to robil swoim grzybim kijem...Smok natomiast z miesiaca na miesiac, rzadal coraz wiecej na ocieplanie jaskini, zrobil się bardzo pazerny...nie dosc ze chcial wiecej zlota i artefaktow...zachcial ofiar..na poczatku było to dosc latwe, bo wiezniow było wielu..alecz po pewnym czasie i oni zaczeli się konczyc, a o nowych było coraz ciezej. Po kilku miesiacach orki oburzone zachowaniem smoka, postanowily...tak, tak jak to orki...spacyfikoac go....popatrzcie smok stary jak ta gora, doswiadczony, i jak każdy szanuajcy się smok obrzydliwie bogaty...to była walka, ale nie uprzedzajmy wydarzen...Orki zaczely planowac jak to rozegrac....a Betty rosl...w wieku szesciu lat był wiekszy od swoich rowiesnikow o calkiem okazala beczke wina, i znacznie sprawnijszy od innych, zarowno pod aspektami fizycznymi jak i o dziwo w aspektach mentalnych...nie wiem jak dla was ale dla mnie to już stanowczo za duzo.... nagle, pewnego dosc romantycznego wieczoru matka Betty wyjawila swojej rodzinie pewna tajemnice....”Kochanie, i Ty Betty...spodziewam się dziecka...ale tym razem nie zrobie nic wiecej oprocz urodzenia go, nie będę się wracac w jego lub jej zycie, tak jak Ty nie wtracasz się drogi Zerghu w zycie Betty” Ojciec, nie wierzac za bardzo zonie....i sobie samemu udal się do swiata duchow po odpowiedz na pewne pytania....tak pamietam jak mi mowil keidys ze duchy powiedziualy mu tylko tyle, ze będzie zadowolony z dziecka...i ze będzie ono jego godnym nastepca...
Drugie dziecko pojawilo się na swiecie dosc niespodziewanie, bo zaledwie po siedmiu miesiacach...każdy myslal ze matka będzie nianczyc gnojka 10 miesiecy...a tu nagle puff...pachh...krzyk i jest dziecko...reszta plemienia szeptala po kontach ze mlody padnie, za szybko wyszedl z matki, nie da rady..ale ojciec nie dawal za wygrana, dwoil się i troil żeby utarowac syna...a chcial by mlody przezy bo wyczuwal w nim ogromny magiczny potencjal, wiekszy nawet niż u Betty,o co nie trudno...w koncu to Ork zwacy się Betty...no dajcie spokoj...kamien lepiej już by czarowal, wiekszy niż u niego samego nawet...ale pierw trzeba było malucha utrzymac przy zyciu, co nie było takie latwe. Co gorsza tak mlody ork, mogl zostac co najwyzej przyglupem...Zergh zrozpaczony losami swojego dziecka radzil się duchow co ma poczac, żeby jego mlody nie wyrosl na idiote takiego jak matka...duchy szanujac obawy Szamana, opowiedzialy my stara legende..”Mleko smoka posiada niebywala moc....tak pomoze ona Twemu mlodemu przezyc...i może nie będzie skonczonym idiota jak Twoja zona Szamanie...a dziecko, mlody zwac się będzie Zaagh...taka nasza wola i tak być ma”
Ojciec powiedzial Betty ze mlodego Zaagha może uratowac mleko smoczycy zmieszane z krwia kogos bliskiego...mimo nalegan Matki Betty odwaznie ruszyl w glab gory... milosc do nowego brata przezwyciezyla matczyna nadopiekunczosc, a przy oakzji Betty miał za zadanie rozpoznac teren do calkiem może niedlugich dzialan odwetowo zaczepnych...kiedy Betty dzielnie i po cichu zakradl się do smoczej jamy, smok jak to zwykle robi spal....wybaczcie ten smok przespal zdecydowana czesc swojego zycia...podszedl ostroznie do niej i.....wydoil ja....smoczyca poczula ze cos jest nie tak....otwierajac slepia zauwarzyla Betty, „ O nie kochaniutki, nie ma tak dobrze...co Ty sobie w ogole myslisz...ze co ja KROWA jestem i można mnie doic ??” ryknela na cale swoje smocze gardlo...a Betty w oka mgnieniu ( zapewne było to szybciej ) zdazyl się wycofac z pozycji wroga, na taktycznie bezpieczniejsza grote orkow. Syn poslusznie zdal ojcu raport i oddal smocze mleko, majac nadzieje ze Brat jeszcze zyje. Wtedy ojciec jednym ruchem reki przecial ramie Betty i pozwolil krwii splynac do fiolki z mlekiem, to polaczylo Betty i Zaagha szczegolna wiezia...mleko zmienilo barwe kilka razy, zasyczalo, zadymilo, i nic...rodzina zebrala się przy lezu mlodego Zaagha, matka z wrodzona sobie wprawa otwarla usta mlodego, i wlala tam cala zawartosc fiolki...” Jak karmienie dziecka” powiedziala z powazna mina...na poczatku wszystko wygladalo spokojnie, lecz w nocy natezenie magyi było tak potezne ze nawet najbardziej odporni na magie zaczeli zauwarzac dawnych przyjaciol poleglych na polowaniu lata temu...w powietrzu po prostu skwierczala magya. Ojciec jakby w transie rozpostarl rece i zakrzyknal na cale gardlo...” Oto przybyll na swiat Syn moj a jego Przeznaczenie jest dla mnie niejasne lecz wiem ze bedzie jednym z najwiekszych szamanow Kalimdoru ”...ekhem..wybaczcie...ale Orki maja chyba w tendencji cos takiego...każdy syn jest najpotezniejszy..najmocniejszy...no dajcie spokoj.
Po tym drobnym incydencie z dojeniem smoczycy, orki przestaly placic danine, smoczyca oczywiście przestala podgrzewac gore, ale swoja obecnoscia i tak dawala orkom na tyle ciepla żeby nie zamarzly. Zabarykadowali ja w jamie, wzmocnili straze, i tak oto niespokojnie, w ciaglym strachu przed zemsta smoczycy, orki zyly przez rok. Nasz Zaagh zeczywiscie okazal się dosc specyficznym nastepca swojego ojca...chodzi o to ze jego moc była trudna do opanowania, zanim zaczal mowic, podpalil już kilka namiotow....wierzcie mi Zaagh był naprawde rozrywkowym dzieciakiem, w jego obecnosci woda przybierala ksztalt zywiolakow, ziemia pekala, ogien tanczyl kiedy szczeniak kolo niego przechodzil, ojciec jak to miał już w zwyczaju, kiedy nie wiedzial co robic, radzil się duchow...polecily mu one opuszczenie wioski na pare miesiecy, ojciec i syn mieli udac się na poszukiwania starego i szanowanego orczego Szamana, który mogl być w stanie opanowac moce malego Zaagha. Tak wiec Zergh i Zaagh wyruszyli na poszukiwania, powierzajac wladze najlepszemu wojownikowi, Betty miał być posluszny i wytrwale cwiczyc do powrotu ojca i braciszka. Pierwszym miejscem odwiedzin był Ogrimar, solica Orkow, w miescie mieli zrobic zapasy i wyruszyc do jaskini. Dwa miesiace po opuszczeniu plemienia, Smoczyca przypomniala sobie o zniewadze...a znaczy to tyle samo ze zaatakowala wioske, orki pozbawione Szamana szybko poszly w rozsypke, wielu znakomitych orkow zginelo, Matka Betty i Zaagha dzielnie stawiala czolo smoczycy, ale musiala ratowac syna...wiec uciekli z jaskini jak szybko i jak daleko mogli, znalezli mala osade orkow u podnozy gory Czarnego Rogu gdzie osiedli na stale. Betty znow musial udowadniac swoja przydatnosc, wyrobil jeszcze wieksze miesnie, nauczyl się podstaw kowalstwa, zaczal polowac na wieksze stwory, czyli jak to zwykle bywa wracal albo z tarcza...albo na tarczy.....jak każdy szanuajcy się ork wojownik, zdobyl kilka szpecacych blizn.
Zaagh z ojcem uslyszeli o tej potwornej tragedii, Zergh przekonany ze z tej masakry nie mogl nikt wyjsc calo, postanowil osiedlic się w tej malej miescince i zapomniec o wszystkim, skupiajac się na malym Zaaghu...
Dzien w dzien...a jakze by inaczej przystalo na Orki....Zergh i Zaagh czlapali do wnetrza ognistej gory w ktorej skrywal się potezny Szaman...o matko...Orki naprawde maja manie wielkosci...w koncu glupim Orczym fartem Zergh z Zaaghiem spotkali malego Orka ubranego w podarta kiecke który lowil ryby..tak dobrze widzicie lowil ryby...we wnetrzu ognistej gory, przeciez to wymarzone na to miejsce....wiec niewiele myslac zasiedli kolo niego...”Czesc chlopcze...jestem Zergh poszukuje starego Szamana który ponoc skrywa się we wnetrzu tej gory...potzrebuje jego pomocy..w tym momencie Zaagh...wstal podszedl do swojego rowiesnika....i zabral mu wendke przygladajac się jej z nieskrywanym Orczym zainteresowaniem...chlopiec oczywiście nie bedac zadowolonym...kopnal Zaagha w no TAM...Zaagh palajac rzadza zemsty oddal mlodemu Orkowi prosto w żeby..oj to był cios isty prawy sierpowy naszego Orczego mistrza boksu Zul’gara...wiecie mlodzikowi, nie, nie Zaaghowi temu drugiemu...wypadl kiel...ork z ulamanym klem...to było cos pieknego. W tym momencie ojciec dostrzegl morde mlodego orka...porownac się ja dalo tylko z pomarszczona dupa krasnoluda...a oczy..oczy jego wypelnione ogniem..oj wybaczcie nie ta tonacja glosu..ekhem...a oczy jego wypelnione OGNIEM PIEKIELNYM...i nader wylupiaste skierowaly się na Zergha..Ojciec mlodzika wstal....stal, stal, stal jak by nie wiedzial co zrobic...i wyjekal tylko ” Czym Ty jestes?” a nasz kochany Zaagh nieprzejmujac się niczym zaczal Orka z twarza pomarszczona jak zad krasnala okladac wedka po glowie...Zergh szybkim ruchem odciagnal syna z blagalnym wyrazem pyska od tego czegos....”Synu nie denerwuj tego czego....tego ehh...tego...tego Orka...” Zaagh który jak kazde dziecko nie lubil gdy przerywalo mu się dobra zabawe...tak dla Orka bicie kogos wedka po glowie JEST dobra zaabwa...zdenerwowal się...wykrecil swój szczeneicy leb w strone ojca...zaczal plakac...zrobilo się jasno....maly HUK...i ojciec odlecial porazony jakas blyskawica...Zergh, lekko po Orczemu mowiac podkrecony...zamierzyl się na Zaagha chcac skarcic szczeniaka za kolejny wybuch niewiadomo czego...w tym wlasnie momencie w jakini rozlegl się glos bliski...i oddalony zarazem, cichy jak szum fal i mocny jak wybuch dajmy na to smoczycy...”Jam jest Gryl....Gryl zwany krotkim, to mnie szukales Szamanie ze swym szczeniakiem...chodzcie ze mna do mej groty...widze ze problem Twój dosc znaczny jest z mlodym...” Krotki po tych slowach zaczal schodzic sciezka która na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka wydawala się schodzic w prost do tej goracej, nieprzyjemnej i bulgoczacej lawy....lecz po kilkudziescieciu krokach okazalo się ze przy brzegu ognistego jeziora znajduje się ...uwaga sluchajcie to będzie dobre, naprawde dobre....jaskinia....haha mowilem ze będzie dobre co?...a ja kto w jaskini szamana o malym wzroscie bywa...były drzwi...tfu wrota ogromne..pokryte rycinami...ryny,, rysty, runy czy jakos tak to tam szlo....tam to..we wnetrzu groty znaczy się...Zergh gadal z Grylem o wczesnych narodzinach Zaagha...o dojeniu smoka, i mleku, o czestych podpaleniach przez szczeniaka namiotow....i innych tych duperelach o których Wy już wiecie...po zakonczeniu historii Gryl powiedzial ze w mlodosci tez spotkal go podobny wypadek...tylko ze jego matka wydala na swiat w pore....nie musial pic zadnego smoczego mleka....tylko...matka...go upuscila i glowka wyrznal w jakis kamulec....Wiecie ja się dziwie ze Orki jeszcze chodza po swiecie....no z taka opieka matek..nie ma co...Drogi Zerghu...Twój syn potrzebuje nauki...widac to juz teraz, szczególnie po tym dziwnym incydencie...ale nie możesz Tu być, przeszkadzal bys...i rozpraszal mlodego...odejdz wiec teraz..odejdz i nie przychodz tutaj...a ja zajme się szczeniakiem...Ojciec poglaskal Zaagha po glowie....zdolal wyrwac mu pukiel wlosow w zemscie za ten piorun...uklonil się do Krotkiemu...i odszedl spowrotem do wioski. Zaagh cwiczac....zaczal kontrolwoac swoja moc...potrafil nawet..co było glowna czescia cwiczen...modelowac swe moce w totemy...znaki mocy...Kurdupel..ekhem wybaczcie Gryl zadowolony z postepow Zaagha...nie liczac kilkudziesieciu podpalen...dwoch wybuchow....i prawie wpadniecia do czerwonego morza lawy...Zaaghu...potrafisz już to po co przyprowadzil Cie do mnie Twój ojciec...idz...idz w swiat....szukaj nauczycieli...opanuj swój talent...wynos się z tad i nie niszcz mi mebli!!!!!!....wiecie oczywiście, bo jak ze by inaczej..ze takie szkolenie nie trwa kilka dni...Zaagh wchodzac do groty Szamana miał lat dwa....i był okropnie glupi. Wychodzac był już w miare sredniego wzrostu Orkiem...który dalej był glupi.
Zaagh pamietajac to co na do widzenia zrobil mu ojciec..pamietacie chyba?...wiecie wyrwal mu troche wlosow z czerapu...postanowil się odwdzieczyc...udal się do wioski u podnoza gory. Tam mieszkancy tej zacnej dziury pierw pogonili go kijami i wilkami...no wybaczcie...prawie dorosly Ork w jakichs krotkich majtasach.....no nei tak być nie może....a potem kiedy nasz inteligentny inaczej Zaagh nie spalil prawie polowy wsi, w koncu zechcieli go wysluchac....ze zdziwieniem na swojej zacnej Krowiej mordzie pewny staru Tauren przypomnial sobie Zergha....okazalo się ze wiele lat temu nie mogac zniesc chyba...no dobra nie pamietam czego..ale cos mu strasznie przeszkadzalo i tej wersji będę się trzymal....wybral się do Doliny Prob...taka mala miescinka na zachod od tej wsi....Zergh siedzac przed swoja pieczara...zastanawial się wlasnie nad wybraniem się na ryby...gdy nagle cos odrzucilo go na kilka ladnych metrow w tyl....poczul pieczenie które przypomnialo mu cos....syn...SYN!!!!! „Hahahahaha Zaghu wrociles, odnalazles mnie....nie wiesz jak się ciesze ze Cie widze...wyrosles...” mowiac to siegnal za siebie...podbiegl do syna...i grzmotnal go w glowe patykiem....”Od teraz za kazdym razem jak zrobisz cos nie tak...ten patyk odbije się od Twojej pustej glowy Synu...tak robil mój ojciec..tak robil będę i ja”
Ojciec jak to ojciec wiedzac co dla syna najlepsze, zaczal go trenowac na wspanialego szamana...mowilem już ze Orki lubia się przechwalac?..wiecie, w stylu ze to Mój syn jest wspanialym wojownikiem, a nie Twój!!......Zaagh katowany cwiczeniami w dzien odpoczywal od cwiczen innymi cwiczeniami w noc.. a jak cos narzekal...kijek szedl w ruch...doprawdy ten patyczek dziala cuda....no gdyby nie spalenie się jednego ze znajomych Zergha....do tej pory nie wiadomo skad wzial się ten piorun....potwierdzil by to.
Tym czasem Betty bedac już prawie powaznym...hahahahahahahahahha powaznym buahahahahahaahahahha dobre to jest hahahahahahahaa........powaznym Orkiem udal się do Stolicy by zaciagnac się do wojska...plonne jego nadzieje o karierze, dostal przydzial do..wiecie zal mi tego Orka chlop się staral...chcial sluzyc....a tu co?....haha...ale kontynuujac....Betty dostal przydzial....jakie to zaszczytne pilnowac stolecznianych latryn...oj biedny Betty....tak, tak pilnowanie latryn...wbrew pozorom wazna sprawa...dni mijaly...Betty sluzyl swemu miastu....lecz pewnej nocy....Betty uslyszal tupot...wiecie takie glosne TUP TUP TUPtanie....zrodlem chalasu był straznik bramy w bardzo pilnej potrzebie...na tyle waznej ze odeslal Bettyego na swoje miejsce...”idz IDZ nie gap się na mnie tak tepo...nie widziales Orka w potrzebie?? No mowie SPADAJ mi stad.....JUŻ NA BRAME !!!!!!” po czym zatrzasnal się w tej rozkosznej budce.....Betty natomiast poznal smak i zapach nowego miejsca pracy....stal sobie na bramie....oczywiście tej bocznej......w pewnym momencie w oddali zauwarzyl blysk....”noc...a mi tu cos blyszczy” pomyslal sobie Betty....”Mam tego serdecznie dosc...co ja mam do konca zycia KIBLA pilnowac...bo już jakis pokurcz się po niego zakradnie DOSC mam tego !!!!!!!!!!!!!!!”
Betty niewiele myslac...odstal do konca sluzby....nastepnego dnia udal się do Mistrza Zmiany....jeśli chcecie wiedziec gdzie jest jego siedziba...ja Wam nie powiem...nie wiem wybaczcie.....”Panie...wybacz ze przeszkadzam....ale chcialem prosić o zmiane miejsca mogo strozowania”...oj doprawdy Dziecko?.....a myslisz ze co?, bochaterow nam nie brak...a kibli pilnowac nie ma komu.....idz do Wojennego Mistrza Nazgrel’a spotkasz go nieopodal sali Thralla..Betty pospiesznie udal się przez polowe miasta aby jak anjszybciej dostac odpowiednie dla niego zadanie......w holu rozlegl się glos „ CHODZ TUTAJ TY MALY SMIERDZACY ZIELONY ORKU!!!!!!!!!!!!!!” Betty rozgladajac się stwierdzil ze krzyk ten pochodzi z samej komnaty Thralla „ NA CO CZEKASZ TY PODLA ZGNILA KUPO TAURENIEGO SCIERWA MOWIE DO MNIE!!!!!!! KAZE CIE WYCHLOSTAC POSIEKAC A POTEM CIE ZJEM JUŻ DO MNIE!!!!!!!”
Betty..a raczej jego nogi same zaczely isc....jego serce zaczelo bic mocniej.....stanal przed samym Krolem Orgrimamru

Na tym zakoncze swa opowiesc o Orku wojowniku i Orku Idiocie....
Nie nie martwcie się...za jakis czas znow tedy będę przechodzil....przy kolejnym kuflu tego zacnego napitku znow cos Wam powiem...a tym czasem bywajcie przyjaciele...
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
McArthur



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 451
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Pon 0:48, 27 Lis 2006    Temat postu:

nie wiem czemu ale nie zrobilo przerw.. (akapitow a takze rozdzialow:P )
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kala



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: Aresden

 Post Wysłany: Pon 15:12, 27 Lis 2006    Temat postu:

Przeczytałam. Trochę ciężki styl pisowni. Zbyt długie zdania, kończące się .....
Co jeszcze , jest to opowiadanie z gatunku fantastyki a wtrącasz tam współczesne słowa, jako swoje myśli od autora. W takiej literaturze należy zachować język w miarę powściągliwy, bez nowoczesnych wtrąceń, by nie mieszać dwóch Światów.. Czytając Twoje opowiadanie, moja wyobraźnia była, gdzieś w pradawnym świecie orków, a po chwili w 21 wieku Razz I tak na przemian. Przeszkadzało mi to troszkę.
Zaczynasz " Urodzilismy się...." Więc jesteś orkiem o imieniu Betty, piszesz w 1 osobie. Później zmieniasz styl i opisujesz go w trzeciej osobie "Betty wyrosl na silnego orka..."
W każdym razie czytając, dotrwałam do końca gdzie zaczynało robić się bardzo ciekawie hahahha. Szkoda, że przerwaliscie pisanie dalszego ciągu.
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
ziem00
Rada gildii


Dołączył: 23 Mar 2006
Posty: 450
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: się biorą dzieci ? :]

 Post Wysłany: Pon 19:16, 27 Lis 2006    Temat postu:

Moim zdaniem opowiadanko jest wyczesane XD .........czekam na ciąg dalszy Very Happy..
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
McArthur



Dołączył: 21 Cze 2006
Posty: 451
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3


 Post Wysłany: Wto 23:56, 28 Lis 2006    Temat postu:

Kala z tym jest tak ze to nie do konca opowiadanie...

ja to widze tak.. Narrator poprostu opowiada historie przy ognisku.. a narratorem raz jest Betty raz Zaagh a raz wlasnie Stary turbador ktory poznal ich w trakcie swojego zycia i poznal ich historie Wink jezeli rozumiesz o co mi chodzi Very Happy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Gość







 Post Wysłany: Śro 14:44, 29 Lis 2006    Temat postu:

kozak miazga mistrzostwo elo !
 Powrót do góry »
Kala



Dołączył: 22 Mar 2006
Posty: 624
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Skąd: Aresden

 Post Wysłany: Śro 15:09, 29 Lis 2006    Temat postu:

A więc, powinno to brzmieć wyraźnie, iż narracja wychodzi z ust poszczególnej osoby. To były moje, drobne uwagi. Ogólnie jak napisałam powyżej rozbudziło moją wybraźnię i wciągnęło mnie. Czekam na dalszy ciąg.
A teraz zamieszczę lekturkę w moim wydaniu. Mam nadzieję ,że przeczyta ktos.
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum BLOOD and HONOR Strona Główna » Poezja » Historia pewnego rodzenstwa ;)
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie GMT
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group